sobota, 30 czerwca 2012

Donei

Zastanawiałam się przez całą noc,po co w moim śnie była pizzeria?! noi się w końcu dowiedziałam.
gdy się wtedy obudziłam,byłam głodna.To był efekt lekkiego łakomstwa ;)muszę się dla odpoczynku rannego,przejśc nad rzeczkę.Tak tam cicho i spokojnie,że moja gwiazda jedności wraz ze pierścionkiem rośnię w siłę.pomyślałam.
-Gdzie się znowu wybierasz?-zpytał Len jak wychodziłam
-Na biegun północny?-zażartowałam.
-Mówię poważnie,co rano znikasz i pojawiasz sie po 3-4 godzinach.-chyba się stęsknił.;)
-Racja,teraz mnie nie będzie 5 godzin-zachichotałam.
zdenerwowany warknął i odszedł.Może powinnam się zachowac inaczej? A w dupę....(sory za określenie;)................. .
Nad rzeczką świeciło słońce.Majestatyczne drzewa poddawały się woli wiatru,aż się nabierało sił.
-A więc to tu łazisz?-zapytał Len za mną
-Szedłeś za mną?!-zaniepokoiłam się.
-Może.
szykowałam sie do spoliczkowania,ale to Len.Na niego działa inna przemoc.Odwróciłam się i spokojnie powiedziałam milusim i otulałm głosem,by się nie przestraszył,:
-BERMING ! GWIAZDA JEDNOŚCI! OGIEŃ!!!!!!!-WYKRZYCZAŁAM NA WSZYSTKIE STRONY.
Odparł atak,bo właściwie nie chciałam go uszkodzić.Miał szczęście i tyle!
Zjawił się Silva.
-Wieża Aifla jest na ziemi.Wiem że ty coś wiesz!-wskazał na mnie palcem.
-ah! ja?! jak śmiesz mnie oskarżać! to niedorzeczne!-powiedziałam
-A więc?-zapytał się.
-Może.-powiedziałam obojętnie.
Wściekł się.
-Spoko Silva to żart.
Poszedł zmartwiony.
-Jak mnie śmią oskarżać za upadek wieży Aifla!!
-Hmmm....może dlatego że wcześniej ją pochyliłaś,i zniszczyłaś tamę?-zapytał złowieszczo.
-No hahaha,boki zrywać! bardzo mi miło!-zaczełam wracać do reszty.
Doszłam do nich. za chwile zaczełam krzyczeć bo zorientowałam się o tak ważnej rzeczy,że bez niej chyba się zabije.
-AAA!! OJEJ GDZIE JEST?!-zakrzyczałam się
-Ale co?-zapytał Choco
-NO JAK TO! MÓJ KOLCZYK!!! GDZIE JEST MÓJ KOLCZYK?!
Poupadali na ziemię.Ja się tłumaczę że to z wrażenia.hehe.;)
-Kupisz sobie nowe,co za problem?-zapytała Anna.
-Bo tamte były ulubione!
Przyszedł Len.
-Nie zgubiłaś czegoś?-zapytał pokazują mi kolczyk.
-DZIĘKI!!!-Może jednak nie masz serca  z kamienia??
-Ależ oczywiście że moje serce jest z kamienia,a w żyłach mam lód!!-zaprotestował.
-Dobra,jesteś tak zimny jak lawina śnieżna na północy w środek zimy.-powiedzałam żeby nie drążyć tematu.
-Ej,wiecie kto dzisiaj walczy?-zapytał się Yoh.
-Nie,jeszcze nic nie wiadomo.-odpowiedziałam.
Poszłam do baru Silvy.
-Silva,dasz mi sok?
-No jasne.-po chwili wrócił zapytać jaki smak.
-Obojętnie.
Przyniósł szklankę.Jak ją postawił:
-Tylko nie pomarańczowy,mam uczulenie.
Zabrał szklankę,i wymienił.
-Wybacz,nie chciałam byś się niepotrzebnie męczył.-chciałam przerosić.....
-Nie ma sprawy.A poza tym,wszystko dla jednej z najlepszych wojowników.
-Dzięki.
Właśnie chciałam wrócić.Po drodze,uwaga,Donei!!
-Donei!! to ty!!
-No jestem księżniczko!!
Poszłyśmy do chłopców.
Donei przywitała Bedani,i było dobrze, Len nie protestował.
Zapatrzyłam się i idąc w stronę Lena walnełam o skałę.Poleżałam pół przytomna,po czym wstałam zakręcona.
-Nic się nie stało?-zapytała Bedani z Donei
-Nie,ale czy możemy pójść na pizze?
-Dlaczego?-zapytał Yoh.
-Bo mam zwidy...(pizzeria jak w śnie)hehe......
-Tęsknisz za kalorycznym jedeniem? nie radzę,pójdzie ci w uda.-powiedzał złośliwie Len.
-ZABIJĘĘĘĘĘĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!-Len miał szczęście że trzymał mnie:Yoh,Rio,Trey,Tamara,Jun,Bedani i Donei.Inaczej byłoby źle!!!och źle!!
Nagle mi się coś przypomniało.
-Ej,ja chciałam tańczyć co nie?!
-No,ależ masz wyczucie czasu.-Powiedziała Anna.
-Hej,Reina-powiedziała Bedani
-Słucham?
-Możemy z tobą walczyć w pojedynkach?
-A jesteście szamankami?
-Tak,ale znalazłyśmy cię dopiero w Doby Villige.
-Och,jasnę,tylko trzeba przekonać Silvę.
Na szczęście Silva dał się namówić na drobną zmianę.Bo przeciesz kto odmówi mojemu urokowi?
-Ja i Bedani i Donei jesteśmy w dróżynie!!-zawołałam wesoło
Nagle dzwonek wyroczni odezwał się.Yoh miał walczyć z dróżyną barbarzyńców? no ciekawie się zapowiada.
-Barbarzyńcy?-zaptał Yoh
-Mogli w skrócie powiedzieć dróżyna Lena.-złowieszczy żart.
-Ej ja miałem to powiedzieć!-złościł się Choco.
Len nie był zadowolony z mojego zdania.Ups...... no już trudno;) hehe.
zaczełam iść w przeciwnym kierunku.Był wściekły,ale ochłonął.
-Hej,Bedani a jakiego ty masz stróża?-zapytał Trey
-Ptaka.-odezwała się Bedani.
-Ptaka?
-Tak ptaka.A co, JAKIŚ PROBLEM?-powiedziała
-No,już widzę dlaczego jesteście przyjaciółkami.
Bedani uśmiechneła się tylko,Trey się jej chyba podobał ;)
Choco rozśmieszał Donei.I najdziwniejsze jest to,że się śmiała.
-A ty Donei?-Zapytał Trey
-Co?
-Twój stróż
-Ah, to Anorii,To anioł ciemności.
-No,jak ty-zaśmiał się Trey,Bedani dziwnie się patrzyła...
Donei zdziwiona odsuneła się od Treya 5 kroków w lewo.Nie dziwię się.
Wymyśliłyśmy nową stradegię w dróżynie.Jakby co, to mam potrójne medium łączone z gwiazdą jedności.
-Trey,możemy pogadać?-zapytałam
-Tak.
-Słuchaj,Bedani cię lubi,(byliśmy już poza usłyszelnością chłopców)więc nie zepsuj tego!
-Bedani mnie lubi? JUPI!!!!!!!!!!!!!!
-Ale masz nikomu nie mówić że ci powiedziałam,ok?
-Ok!
Wróciliśmy.Trey zaczął się niespodziewaniem interesować życiem Bedani,ciekawe kto,lub co go naprowadziło....;)
-To co,bedziecie parą?-zapytałam się Treya i Bedani
-A ty z Lenym?-zaśmiał się Trey,
-Niezłe,ale powiedziałeś to na własne ryzyko.-I bum,na ziemię.-jeszcze coś?
-Nie już nic.-odpowiedzał obolały.
-Dlaczego Reina się denerwuje? bo nie wie już w kim sie zakochać-powiedział choco.
Na ziemi,ledwo żyjący, z mojej  ręki.
-Chciałem cię pocieszyć-dodał Choco.
I znowu na ziemi.
-Nie trzeba mnie pocieszać-warknełam.
poszłam sobie.Nad tą miłą rzeczkę.
-Dosć często tu przebywasz-uśmiechnął się lekko Len,tak złowieszczo.
-Dość często cię tu spotykam.-odwróciłam się i skierowałam wzrok w jego zielono-żółte oczy.
-Po co  tu wogóle chodzisz?-zapytał.
-hm.....niewiem.-powiedziałam szybko.
-Niewiesz?-zaśmiał się.
-No tak,niewiem.-odparłam.
Len poszedł,a ja do wieczora siedziałam nad tą rzeczką.Była po prostu piękna.Nawet niezauważyłam kiedy zrobiło się ciemno.
-Nadal tu siedzisz?-Powiedział Len,chyba przyszedł specjalnie ;)
-Och,chyba straciłam poczucie czasu.-zamartwiłam się
-Choć,szukaliśmy cię.-och jak słodko ;)
-Dobra,już idę.-powoli zaczełam iść.
-Wleczesz się,no choć.-złapał mnie za ręke i póścił w połowie drogi.Dość szybko.
-Łał,masz zniezłe tempo.-powiedziałam
-Bo nie jestem dziewczyną.-odpowiedział.
Byłam zła,ale się nie odezwałam.No bo po co?
Właśnie szli chłopacy.
-Gdzie ty łazisz?!-zapytał zdenerwowany Trey.
-Heh,ale już jestem...-powiedziałam spokojnie.
-Len,gdzie była?-zapytał Yoh
-Tam gdzie rano.-odpowiedział zimno.
-A skąd wiedziałeś że tam będzie?-zapytał Rio.
-Nie wiedziałem,po prostu chciałem się przejść!-zaczął się tłumaczyć,kłamał ;)
-Ale nic się nie stało,juz jestem i nic mi nie jest...-wtrąciłam.
-No racja.-Zaśmiał się Yoh.
Poszliśmy.Bedani i Donei czekały.
-Gdzie byłaś?!-zapytała Donei
-Wiesz jak się bałyśmy?!-dodała Bedani
-Łe,spokojnie,nic się nie stało.
Zadzwonił dzwonek wyroczni.Ja,Bedani i Donei,ostatnia walka z dróżyną Yoh.No,okazja na 3 medium.;)
-To będzie nasza pierwsza i ostatnia walka.-Powiedziała Donei.
-Hm?
-Eh...za dwa dni wyjeżdżamy...-Dodała Bedani.
-Eh,no rozumiem.Dobrze.-z załamania przeszłam w uśmiech.
Rano rozpoczeła się interesująca walka.
3....2....1... Start!!
-Duchowe zniszczenie,(ja)wymiar zagłady(Donei),zemsta przyrody(Bedani)Połączyłyśmy ataki.Ledwo,mocno zmęczeni potężnym atakiem,ale zdążyli się obronić.Wiedziałam że nie będzie łatwo.No to co,potrójne medium?
-Dobra koniec zabawy.Dziewczyny!
-Berming,do kija!!   Berming do antyku!!!!                Berming do drugiego antyku!!!!!        Moc gwiazdy jedności,połączenie!-Anna była w szoku.Noi miała powód.
-Zemsta przyrody(Bedani)
-Wymiar zagłady(Donei)
-Duchowe zniszczenie(ja)Znów połączone ataki.Chłopcy padli.
Zwycięscą jest,Dróżyna Zwycięsców!
Anna nie mogła się otrząsnąć.
-No już Anna,daj spokój,nie umarli....-zachichotałam.
-Jak to zrobiłaś?!-wykrzyczeli Trey z Rio.
-Wiecie....
-To było genialne.-Powiedział Yoh z uśmiechem
-Eh,dzięki.
-Masz teraz 20 mil Yoh!-powiedziała Anna.
-Anno,sądze że to nic nie zmieni.-odezwałam się.
-Może masz  rację, teraz więcej ćwiczeń z Amidamaru.
No już,chyba Anna nie mogła dać mu mniej.
No co,pożegnałam się z Bedani i Donei,A trzecia runda to wiemy tylko tyle,że mamy wrócić do domów.Jak to się potoczy?

piątek, 29 czerwca 2012

Stara przyjaźń zaczyna się na nowo.

Szłam  przez domki i sklepy,spoglądam a tu taka niespodzianka.
-Bedani?!to ty?-uśmiechnięta podbiegłam.(jak chcesz ją zobaczyć zajrzyj do zakładki ,,postacie''
-A czego się spodziewałaś? nie zostawię cię!-odezwała się z uśmiechem
-Poznam cię chłopaką
-Poczekaj!
-Co?
-Możemy walczyć z tobą?
-Hm......jasne ale zastanawia mnie dlaczego powiedziałaś to w liczbie mnogiej.
-Bo jutro będzie Donei!
-Naprawdę? super!-choć do chłopców.
-Patrz,sklep-powiedziała Bedani
-Sklaep z guan-dao?-jasne!(kupiła sobię na pamiątkę)
-Chłopcy! to jest Bedani! jutro przyjdzie jeszcze Donei!-wykrzyczałam
-Cześć jestemYoh-uśmiechnął się.
-A ja Trey.-Bedani chyba go polubiła,widać jak się do niego uśmiecha.
-Ja to Choco.Super komik.
-Jak mówiłeś?Moco?-zapytała Bedani
-Widzisz Choco!Moco lepiej chwyta!-wypowiedziałam się żartobliwie.
-Mówiłaś że kto jutro przyjdzie?!-zapytał Len
-Jeszcze przyjdzie Donei.-odpowiedziałam.
-Nie chcę byś jeszcze kogoś przyprowadzała.-warknął.
-Spoko Len, to tylko przyjaciółki.
-I jeszcze Babi powinna przyjść ale to już za jakiś czas.-Powiedziała Bedani.
-No widzisz? i jeszcze Babi!-odpowiedziałam.
-Nie potrzebujemy tu twoich koleżanek!-rozzłościł się.Ale na co?!
-Ale chyba nie myślisz że cię posłucha kto kolwiek?-odparłam.
-Yoh możemy pogadać?-zapytał Leny.
Oni tam gadali.
-Oczym rozmawiają?-zapytała zaniepokojona Bedani
-Spoko,pewnie że :
-Nie przyjmiemy jej,
-Nie mam nic przeciwko jej,
-Cicho,
-Cicho,
-Zgoda.
tak wyglądają rozmowy chłopców.Len ją chyba zranił.-Nie łam się,to faceci, a w skrucie świnie.
Popatrzyli na mnie:Rio,Choco,Trey.
-No co,Trey nie umie zarywać,Moco ma kiepskie żarty,a Rio......to już nie dokończę.
-CO?!
-Najdziwniejsze jest to,że tak naprawdę złościcie się za mówienie prawdy.
Chwile musieli pomyśleć.Zanim jakaś dobra myśl dojdzie do mózgu to minie sporo czasu.
-Może.
-Ah.....czego się spodziewałam?-no niestety.....
Stałam koło Kai a młotek miał uderzyć.To pewnie Sharona i Sally.
Zatrzymałam kijkiem(kontrola ducha) młot i padło pytanie:
-Czego chcecie? bo chyba nie kłopotów he?-to pytanie padło z moich ust.
Uciekły.
-Hej,widzieliśmy Sharonę która uciekała-powiedział Yoh wracając.
-Jak myślisz,przed kim?-zapytałam
-Chyba się domyślam kto jest takim mamłym diabełkiem-zażartował Yoh.
-Małym?-zapytałam
-Dziewczyny zwykle nie są groźne.-Powiedział Leny.
Nagle padło moje okropne spojrzenie zabójcy!.Noi co,na ziemi!
przeszłam się z Bedani po sklepach,kupiłam dwa antyczne miecze,chciałam spróbować czy da się zrobić potrójne medium,choć nie próbowałam podwójnego.Poszłyśmy z dala od chłopców.Niech to będzie złowieszcza tajemnica.
-Kontrola duchów! Berming! to kija! Berming do antyku! gotów? Berming do 2 antyku!
udało się!kij był taki ogromny!! Pamiętam że Yoh kiedyś zastosował pewną sztuczkę,spróbuję.
-Berming,mniejszy!-no nieźle,-Berming mniejszy!,mniejszy znaczy mniejszy!!! no lepiej.
Teraz miałam moc!! ale Bedani obiecała zachować tajemnicę.Z nową mocą, Bedani i jutro jeszcze Donei i niewadomo kiedy Babi.

magiczny pierścień cz.2

Gdy Len odszedł,zaczął świecić.Hm... ciekawe co to znaczyło.Chciałam wejść na komputer i zobaczyć czy są jakieś informacje na ten temat.Nie zdążyłam otworzyć komputera,a tu wezwanie na walkę.
Dróżyna Moja, i dróżyna płetwonurków.
Ktoś z taką nazwą musiał nie być za dobry.Walka jutro o 15.00, no dobra,ale co z komputerem?
szybko sprawdziłam.Był to pierścień Afrodyty.Wiedziałam tylko że w jakiejś sytuacji świeci. A co ja mam powiedzieć chłopaką jak pierścionek zaświeci się??
-Choć Reina pójdziemy się przejść.-Uśmiechneła się Jun.
No więc poszłyśmy.Śliczna polana i małe jeziorko.Było lekko inne od tego w śnie.
-Słucham.-powiedziałam.
-Co?
-Musiałaś mieć jakiś powód żeby chcieć być tu ze mną na osobności,to słucham.
-Domyśliłaś się, a więc ci powiem.Len mnie nienawidzi.-Zesmutniała.
-Jun,pokaż mi choć jedną osobę która  toleruje swoje rodzeństwo.-pocieszałam zesmutniałą Jun.
-Tak,no ale boli mnie to,chcę dobrze.
-Jun, rozumiem,ale powiedz, o co  dokładnie chodzi?
-Wiesz byłam momentem nadopiekuńcza i się wydarł.
-Rozumiem że mówiąc momentem chcesz zastąpić niechęć powiedzenia o co dokładnie chodzi.Ale nie będe aż tak wnikać.Może spróbuj potraktować go doroślej,jak na swoim poziomie.To powinno poprawić stosunki.
-Dzięki.Zawsze wiesz co powiedzieć.
-Heh.....,to tylko ja.
Wróciłyśmy.Noi Jun nie witała się z Lenem,chciała chyba pójść za radą.
Stałam koło Lena.Pierścionek zaczął świecić na czerwono!!! ojej! co zrobię?!
-Świeci?-zapytał Len.
-Nie,pewnie słońce go oświetla.-próbowałam to ukryć.
-Jesteśmy w cieniu. Świeci?-był uparty.
-Może tak,może nie.
-Widzę że świeci.
-Nie możesz o nim wiedzieć więcej niż ja.
-Wiem mniej więcej tyle samo co ty.
-Ach tak? a wiesz że należał do Afrodyty?!
-Teraz tak.
-Dałam się podejść jak dziecko!
-Będe to może wykorzystwał w życiu.
Nie będe dyskutować.No bo po co mówić,skoro się nie ma nic do powiedzenia?.
W sumie,pierścionek był fantastyczny.Był świetnym dodatkiem!
Poszłam spać wieczorem.No a po południu walka.Chyba będzie niezwykle łatwa.
Z rana obudził mnie krzyk.
-Wstawaj!-To tylko Anna,do Yoh.Biedny Yoh.Biedny.... . Anna stała a pierścień na zmianę świecił na zielono i czerwono.Może miałam z Anną neutralne stosunki?
Mieliśmy walczyć nad rzeczką.Płetwonurkowie mieli przewagę.
3....2....1....START!
-Kontrola ducha!(berming) z moimi przyjaciółkami.
Reszta też.
-Wyniosłe zniszczenie,podmuch wiatru,ogień smoka (Ja,wera,paulina)
Połączyłyśmy atak noi walka wygrana.Nie potrzebnie zużyłam foryoku na tych gamoni.
podeszłam do chłopców :
-Koń!
Patrzyli z zaciekawieniem o co mi chodzi.
-Chcę się nauczyć jazdy konno!-wytłumaczyłam.
-Ale my się na tym nie znamy,a nie sądze by któryś z szamanów to umiał.-Powiedział Trey.
-Ależ jest.
-kto?Zpytał Leny.
-No właśnie ty!
-Może,ale nie w Doby Villige.Może kiedyś.-odpowiedział zimno.
Za mną byli płetwonurkowie(głupia nazwa)Podeszli i pogratulowali.Byli chyba honorowi.
Wygrałam już pare bitew.Temat koni został zapomniany.
-Jun dziwnie się zachowuje.-mamrotał Lenny.
-Hm..... czyli jak dziwnie?
-Nie tak opiekuńczo.-Wytłumaczył.
-I co? to dobrze?
-Tak,ale zdziwiło mnie to.
-Może Jun nie jest taka zła?
-Nie bądź niczego pewna.
No i po co dyskusja?!
Pierścionek muż nie świecił.Ale co się mogło stać? Ja go nie popsułam.A tama sama pękła!!Wieża Aifla sama się przechyliła!!
Sędzia stojący obok spojrzał na mnie.
Gwiżdżąc udałam się w przeciwną stronę.
Zrobił sie wielki upał.No i jeszcze jedno.
-Witamy.-No pięknie,Sharona i spółka.
-I się żegnamy.-odpowiedziałam.Odwróciłam się i zaczełam małymi kroczkami iść.
-EJ!! NIE IGNORUJ MNIE!!!
-A po co przyszłaś?
-Zabrać ci ten śliczny pierścionek.Pasuje do każdego koloru!
-Chyba mnie nie znasz.
-Dawaj pierścionek!
Wycelowałam kijem przed ich twarze.
-Gwiazda jedności,ogień!
Wypłynął ogień.(wypłynął. To dobre wyrażenie? określenie? eh tam.)
Spalone twarze dziewczyn odeszły.Nic im się nie stało.Nie starałam sie robić krzywdy.
W hotelu wziełam kąpiel.Włożyłam ręke do wody,a pierścionek zaświecił.Na wodę?
Po prostu weszłam nie zastanawiając się nad tym.Ale chwila, ja jeszcze nie używałam gwiady jedności przez kij,nie umiałam.Może miał moc?
-Gwiazda jedności,woda! z wanny zrobiła się fontanna.-Dobra,woda spowrotem! posłuchała,jakby była moim służącym.Może o to chodzi w pierścionku?Za każdym razem kiedy używałam gwiazdy jedności była silniejsza niż bez pierścionka,łatwiejsza i lżejsza.Czułam siłę.Podeszła dziewczyna.
-Poziom wzrasta,jak używasz mocy gwiazdy,wtedy rośnie foryoku i siła Berminga.-Odezwała się nieznajoma.
-Kim ty jesteś? i skąd wiesz takie rzeczy?
-Ja, jestem kimś kogo nie zansz,ale ja znam ciebie.-Nie zdążyłam się odezwać ale odleciała.

                                                                   **********************
Jeśli było nudne to sorki...

magiczny pierścien cz.1

Jak co rana poszłam sobie na mały spacerek.Przez Doby Villige,do małej rzeczki na łące.To było moje ulubione miejsce.Pełno kwiatów,zieleni,I PIZZERIA? patrzyłam,a na środku stała sobie pizzeria! podeszłam ostrożnie.Nie mogłam tego dotknąć.Jak by było duchem.Iluzja nagle znikła.Pojawiła się,ale w rzece!Pobiegłam i zamoczyłam nogi,ale znów znikneła.Za chwile pokazał się duch.Wyglądał przygnębiająco.
,,Wody,chcę wody!'' Zawołał.Podałam wodę.Ale zniknął.Co ja,nienormalna?!
Ukazał się znowu.
-A wypchaj się wodą.-rzuciłam.
No,nie znikł.Napił się i dopiero potem odleciał.Zostawił mi pierścionek.Podniosłam.Poczułam mokro.To był sen.Ale bardzo realistyczny.A co najdziwniejsze,miałam na sobie tan pierścionek!.
Piękne czerwone oczko z pętlami otaczającymi go.Piękny pierścionek.Ale po co mi on? i skąd się wziął?,i dlaczego ja go dostałam?


Był na moim palcu.Do czego on służy?Zjawił się Len.
-Co masz na palcu?-zapytał
-Chyba nigdy nie widzialeś biżuterii co?
-Nie w tym rzeczy.Skąd go masz?
-Znalazłam.
-Ciekawe.-Odwrócił się i poszedł.
Doczego on w końcu służy?!

***
więcej w 2 cz. bo tak na środku pod obrazkiem dziwnie się pisze.
do następnego ;)

czwartek, 28 czerwca 2012

gdzie oni się podziali?

No właśnie,gdzie oni się podziali?
-Szlak mnie trafi jak zaraz ich nie będzie.-warknełam
-Nie mart się,napewno zaraz przyjdą.-uspokajała mnie Jun
zaczełam isć w prawo,no bo co?
-Gdzie idziesz?-zpytała Jun.
-A....niewiem.-odpowiedziałam
-Lepiej zostań,-próbowała mnie przekonać.
-Jak się uprę do nie odpuszcze.Może zobaczę chłopaków.
-Zalieży ci na nich?-zapytał Morty.
-Serce mam z kamienia a w żyłach lód!!-odezwałam się bijąc go.
-Naprawdę jesteś podobna do Lena,-powiedział Morty.
-Po prostu idę,wy lepiej zostańcie.-powiedziałam
-Ale.....-mówiła Jun ale Anna jej przerwała
-Niech idze,może to dobrze wyjdzie.
Z oddali zobaczyłam chłopaków.Znowu się potłukli.Ciekawe o co. może:Ja mam wyższe foryoku,anie bo ja.........
Poszłam po dziewczyny.Skońcyzli się bić jak przyszłyśmy.
-Len,ty i Reina macie naprawdę wiele wspólnego.-Uśmiechneła się Jun.
-Nie,nie prawda.-powiedziałam
-No właśne, jsteśmy zupełnie inni-dodał Len
Coś  od tyłu zaszło mnie i oblało wodą
-Choco,przyśle ci rachunek!!-warknełam.
-Ej no,chciałem byś się rozluźniła.
-Rozluźnie się jak znajdziemy Doby Villige.
-Obiecujesz?
-Dobra,jak znajdziemy Doby Villige to możesz opowiedzieć 1 dowcip.
-tak!!!!!!!!
-To chyba Choco możesz zacząć opowiadać.-uśmiechnął się Yoh
Miał racje.
-Doszliście.-powiedział sędzia.
-Nasz jeden z najlepszych zawodników ich pogonił.-odezwał się drugi sędzia.
Zatkałam uszy.
-No mów ten dowcip Choco.-odezwałam się.
-Chwila zatkałaś uszy!-odpowiedział
-Była mowa że powiesz dowcip,ale nie było mowy że ktoś go musi słuchać.
Jąkał jak na płacz.
-Och! jakaś ty okrutna!to ci dodaję uroku!-chyba wiemy że to Rio.
I w twarz!
-Rio,przestań się w końcu wygłupiać.To nie ma sensu.-odpowiedziałam już spokojniej.
Poszliśmy zwiedzać Doby Villige.Ja zobaczyłam po drodze bar i tam dziewczyny w rużnych stojach tańczyły.
-Ja chcę zatańczyć!zatańczyć na scenie!!-zawołałam przylejając się do drzwi wejściowych.
-Choćmy,nie marnujmy czasu na głupoty.-Powiedział Len.
-To skończ gadać i idziemy!-odpowiedziałam wchodząc do środka.
Nagle Len przeżucił mnie przez ramię i zaczął ze mną isć.No niezły pomysł.....
-Len,dlaczego nie dasz mi zatańczyć!-zapytałam
-No właśnie Len,miała by śliczny stroik!!-uśmiechnął się Rio.
I w twarz! nawet od tyłu nie wychodzę z wprawy.
Anna się targowała  z Tamarą o wiśor.
Zobaczyłam pamiątki
-Len póść mnie-słodko poprosiłam
-Dlaczego?-zapytał podejrzliwie.
-Bo ja chcę pamiątkę!
-No dobra,niech ci będzie.Ale się pośpiesz.-opóścił mnie a ja pobiegłam w stronę pamiątek.
Miałam dużo pieniędzy.Chcę ten wisior!!!!wisioreczek!!!
-Który?-zapytał sprzedawca
-ten kościotrupek.-odpowiedziałam
-Dobrze to będzie 10 zł.
-Myślałeś że nie kupię jeszcze jednego?-to był śedzia.Tam sprzedawał.Podziękował mi.Chyba brakło mu kasy.
-Jeszcze tego wikinga.
-No dobrze.
-Ale bez hełmu.
Ściągnoł mu hełm, ja dałam pieniądze i zadowolona wróciłam do grupy.
-Mam wikinga jak Berming i czaszeczke!-uśmiechnięta zawołałam.
-Chyba znów powracasz do dobrego humoru.Tylko co jeszcze zrobić z Lenem.-Uśmiechnął się Yoh.
Anna wróciła i zachciała herbaty.Staneliśmy sobie.Noi jak zwykle Anna się potargowała, i zachciała herbaty której nie mieli.Jak to Anna dostała to co chcę.Ja się chciałam po cichu wymknąć by zatańczyć jako tancerka,
-Dokąd?zostajesz.-Powiedział Len.
Usiadłam spowrotem  i wzdychałam.
Sędzia ogłosił grupy 3 osobowe.Naszczęście znalazłam dawne przyjaciółki.
-A ty Reina z kim jesteś?-Zapytał Yoh
-Z Weroniką i Pauliną.
-A jak wy się nazywacie?-powiedział Trey
-My? Dróżyna zwycięsców.A co masz dla nas lepszą?bo wątpie.
-Napewno nie wygracie.
-Jeszcze zobaczymy, jak 3 śliczne dziewczyny,wam dokopią,w grup zakopią.
-Jaki podły wierszyk.-powiedział  Choco.
-Nie udzielaj się na temat wierszyków.-powiedziałam.
Zatrzymałam się.Zobaczyłam na  mojej ręce(ramieniu)znak gwiazdy jedności.Nikomu nie mówiłam,co miałam powiedzieć?.Oznaczało to tylko jedno.Lub coś więcej;) Miałam ten znak od kiedy posiadłam wszystkie pięć punktów gwiazdy jedości,ale teraz świecił.Może Hao bierze udział w turnieju?Pomyślałam sobie.
Biorę,biorę.Nie martw się.I tak do mnie dołączysz.Spadówa! to mój łeb,i tylko ja moge sę w nim myśleć!
-Idziesz?-zapytał Len
Bo ja stałam i się gapiłam w lewo.
-Tak,idę.Odwróciłam wzrok spowrotem i podbiegłam do chłopaków.
-A może damy jednak Reinie zatańczyć?-zapytał Trey
-Tobie chodzi o jej strój, nieprawdaż Trey?-Zapytał Len.
-Częściowo......-odpowiedział.
No i ? co ja na to? tak. W twarz!!
-Zamykam się!Zamykam!!-Powiedział dość wystraszony Trey.
-A pomyśleć że chciałem z tobą chodzić.-Dodał Jeszcze Trey.
-No widzisz,masz szczęście.Bo bym cię zabiła.
-Jest ktoś kogo lubisz?-Zapytał Choco
skierowałam śmiertelny wzrok
-YY.....To Trey powiedział!!-odezwał się Choco.
-Jest.-odpowiedziałam łagodnie.
-Nie ufajcie jej uśmiechowi! to podstęp!-Powiedział Rio
-A może nie?-uśmiechnełam się.
-Och wiedziałem  od razu że tylko się zgrywasz.-Powiedział Rio klejąc się do mnie.
-Nie ciebie miałam na myśli!!-I w twarz!
-A kogo?-Zapytał Trey
-Nieważne,choćmy.-zaczełam iść.W hotelu ogłoszono kto z kim walczy.
Dróżyna Lena? z dróżyną Le coś tam.....chyba to te damuli Sally,i tak dalej,Sharona,
No więc Len i reszta mają już zapewnione zwycięstwo.No proszę,Kto by się spodziewał?No ja!

Do bitwy;)

Noi się doczekałam

Nie miałam sie czego doczekiwać!
Szłam spokojnie przez lasek,doszłam do ślicznej oazy pełnej zieleni.Nikogo ze mną nie było,do czasu.Byłam zachwycona,miło jest zobaczyć coś oprócz skał.
-Witaj znowu.-Powiedział Hao(Zeke)
-Eh.....cześć?
-Nic ci nie zrobię,chciałem omówić ważny temat.
-Słycham.-nadstawiłam się.
-Masz potencjał,foryoku,i siłę.Dołącz do mnie.Nie wahaj się.
-C-cooo?
-Dobrze słyszysz,zależy mi na twoich mocach,zdecyduj sie.Będe czekał.
-Chyba śnisz?-byłam lekko przestraszona ale po chwili nabrałam odwagi.
-Tylko po to tu jesteś?-zapytałam
-Pięknie tu prawda? tak będzie zawsze gdy do mnie dołączysz.
-A jeśli się nie zgodze?
-I tak się kiedyś zgodzisz.
Odleciał.To nie była iluzja,bo był  z Opacho.
Nie powiem chłopaką,nie będe ich martwić.
-Już jesteś,gdzie byłaś?-zapytał z uśmiechem Yoh
-Ehh....tylko na małym spacerze.
-No dobra,to idziemy dalej?-spojrzał na mnie Yoh,jakby to zależało ode mnie.
I tak do mnie dołączysz,przemyśl to,pomyśl o raju.Takie szepty dręczyły moją głowę,chyba Hao zależało na moim dołączeniu.Szliśmy kawałek aż zobaczyłam Mari,Matti i Kannę. Chłopcy wcześniej je spotkali,ale ja woliłam chodzić na sacerki ;)
za pomocą mojej mocy(5 gwiazd jedności) uniosłam się w powietrzu jak balonik i usiadłam na skalę by lepiej widzieć walkę.
-Witaj znów.-Odezwał się Hao stojący za mną.
-Po co przyszedłeś?
-Chcę zobaczyć jakie moce posiadł Yoh.A co z tobą?
-Moce są fajne.
-Przemyślałaś sprawę? może mam ci szeptać coraz więcej?
-Wiedziałam że to byłeś ty.
Na przeciw stał Layserg
-TY....ja ci ufałem! odezwał się Layserg
-Ty odszedłeś do imbecyli w bieli a ja się zastanawiam nad podjęciem decyzji.
-Ale ja działam w imię dobra!-No wściekł się...
-Od kiedy jakiś dzieciak w sukience będzi mi mówił co ja mam robić?
-Masz w sobie dużo gniewu,schodzę na dół walka się skończyła.-powiedział do mnie Hao.
Też zeszłam.Chłopcy nastawili się na walkę,ja stałam spokojnie,przeciesz zależało mu na mnie.
Podszedł do Yoh i zaczął tłumaczyć że są jednością,BlA,BLA,BLA,
Hao poszedł.
-A co ty się tak kumplujesz z Hao?dopytywał Len
-To była dyskusja,a ty gadasz jak zazdrosny.-zaśmiałam się
Len się zaczerwienił i odwrócił
-No właśnie,od kiedy nie boisz się Hao? planujesz podstęp?-Zapytał Trey
-Wiesz Trey masz dar,dar głupoty.-Odpowiedziałam
-Może się z nim ożenisz?-Powiedział Len
-Może z tobą co?-zachihotałam
-UU.....romansik!-wypowiedziął się Choco,czego pożałował
-Jeszcze coś?-zapytałam się ledwo żywego Choco leżącego na ziemi.
-A co mi zrobisz dokopiesz mi?(był przebrany za piłkę do nogi)
-No wiesz,dawno sie nie ruszałam.
Uciekł z krzykiem do Yoh mówiąć:RATUJ!!RATUJ!!!
-Choco,musisz się przyzwyczaić że Reina sobie z ciebie robi jaja,i cię bije.-zaśmiał się Yoh
-Kto se robi jaja Yoh.KTO SE ROBI JAJA?!-złowieszczo się zasmiałam
-AAA!!!!!-nastraszyłam Choco
-No dobra Choco,powiem ci w końcu że to żart bo chyba nie pojmiesz.-ulżyło mu.
-No Choco,tchurzu,idziesz dalej czy zostajesz?-zapytał się Len-bo jakby co jest Reina.
-Nie! idę! oczywiście!-odezwał się nabierając odwagi.
Szliśmy przez pustynie(pamiętacie,żeby dojść do Doby Villige trzeba coś tam,PRZEJŚĆ PRZEZ CZARNY PYŁ........)o czarny pył chodzi.Było ciemno,rozbiliśmy ognisko.Mieliśmy mało czasu i nadzieje na znalesienie Doby Villige.Choć ja wiedziałam że dobrze idziemy,gdyby tak nie było zatrzymałambym ich i pokazała kierunek.Len długo niekładł się spać.
-Nie jesteś zmęczony?-zapytałam szeptem
-Nie.-odpowiedział dość zimno
Dołącz do mnie,pomyśl o raju,znów okropne myśli.Niech Hao mi wyjdzie z głowy!
zamilkłam.Po co sie odzywać skoro się nie ma nic do powiedzenia?.Tak zawsze mówiła moja mama gdy dostawałam złą ocenę,i chciałam się tłumaczyć.Najgorsze było to,że jednak miała rację.Nie miałam nic na swoją obronę a i tak chciałam mówić.To tak jak powiedzieć że pączek bez dżemu to nie pączek tylko baigl.Choć to słodki przykład.Też od mojej mamy.
Zasnełam szybciej niż Len,ale wstaliśmy tak samo.Obudził nas sędzia.
-Wstawaj marudo!!-mówił do mnie....
-Wieża Aifla w Paryżu pewnie sama się popsuła!-odpowiedziałam
-No!tak jak tama sama pękła,tylko jej trochę pomogłaś?
-Nie.Nie tak.Ale wtedy dałes się nabrać;)
-Nie przyszedłem po to.
-No trzeba było od razu.
-A co masz wsólnego z Wieżą Aifla?
-EEE.......nic........
-EH.....Dobrze,przyszedłem bo zostały tylko 3 dni a wy w tyle.
-Ah Tak?! no dobra to zaraz jak ich pogonię to będą chodzili jak kókółki w zegareczku!
-Chyba nie masz na myśli mnie?-Złowieszczy uśmiech wskazywał na głos Lena.
-Nie,masz za mocny charakter.-odpowiedziałam-No co jeszcze leżycie?! słyszeliście?! 3 dni!! ruszać jak na wojnę! a jak nie to wojna będzie ze mną!
-Reina ma rację,wstajemy i idziemy.-Odezwała sie Anna.
Nadal leżeli,przytomni ale leżeli.
-Kto nie chce biec 10 mil ten wstaje!-zagroziłam
No poskutkowało,powstawali i zaczeli iść.Sędzia poszedł.
Przyłącz się do mnie,pomyśl o raju,o słońcu, o łące, o kwiatach.Spadówa z mojej głowy! pomyślałam. Znaleśliśmy wodę,chłopcy myśleli że to jest niebieska jaskinia.
-ŻE CO PROSZĘ?-wykrzyczałam w niebo głosy.
-No tak,nie wstrzymasz oddechy na tak długo.-Odezwał się Len.
-Ja?!! Ja mam?! Ja mam nie wytrzymać?
-lepiej by dziewczyny i Morty zostali a my zobaczymy gdzie się znajdziemy.-Odezwał sie len.
Tak naprawdę to był jego sposób na troskę.
-No dobra,ale tylko dlatego że to ty Len.-powiedziałam.
-UUU.....-Trey nie skończył,skierowałam ku niebu zabujcze spojrzenie i odrazu się zamknął.
-To powodzenia.-Powiedziałam.
Wypłyneli.
-Pani,nie jesteś zła?-zapytał Berming.
-Nie.W żadnym wypadku.
-Myślałem że....
-Tak,ale popatrzcie,tam jest jaskinia i świeci na niebiesko.
-Oby chłopcy nie trafili źle....-Chyba Anna się zamartwiła.
Nie była jedyna,martwiłąm się o Lena, no i też resztę......
-Lubisz Lena,prawda?-Spytała Jun.
-Ale to zostanie między nami,Ciebie to Morty też dotyczy.Bo wiesz co......
-Wiem!!-odpowiedział.nawet zatkał uszy.
-No może trochę.-Uśmiechnełam się i skierowałam wzrok ku Jun.
-On cie też lubi.-odpowiedziła.
-Skąd wiesz?-zaniepokoiłam się
-Widać.-rozmowa zatrzymała się na tym.Doszłyśmy na koniec i postanowiłyśmy poczekać w celu zobaczenie czy nie poslzi w złą stronę.

księga szamanów.

-Hmmmm...... co to za miejsce? wygląda jak kanion.-zapytałam
-Ku twojemu zaskoczeniu powiem że to nie kanion.-odezwał się Len.
-WIEM ŻE TO NIE KANION!!!TYLKO ŻE TAK WYGLĄDA!!-wykrzyczałam
-Ej,ej, spokojnie,uwolnijmy wiatr śmiechu.-przerwałam mu:
-Przymknij się!! wiatr śmiechu czy srutu,tutu, nie ma nic wspólnego z moją złością!!-jeszcze jego brakowało.Zaczął się jąkać na płacz.
-Ostatnio jesteś mocno wkurzona.-powiedział Yoh
-To przez jego głuie do bólu żarty!-odpowiedzałam
Przerwał mi widok Anny.
-Przestańcie się matoły kłócić z Reiną.Mam coś.-odezwała się podła Anna.
-Ja słucham.-trochę ochłonełam
-To księga szamanów.Musisz ją przeczytać Yoh.Do ciebie też mówie Reina.
-A co to jest księga szamanów?-zapytał Yoh
-To coś w rodzaju pamiętnika z poprzedniego wcielenia Zeka.Ale po co ja też mam ją przestudiować?-zapytałam
-Masz już za sobą opanowanie 5 gwiazd jedności.Jedyne czego ci brakuje co foryoku.-powiedziała Anna
-Nigdy nam nie mówiłaś że opanowałaś 5 gwiazd jedności.-Odezwał się Len
-A pytaliście?-zapytałam
wszyscy byli na ziemi.Tylko Len zachował powagę.
-A dlaczego my nie możemy?-zapytał Trey.
-Na pewno chcecie?
-Tak!-odpowiedzieli
otworzyła sie brama do treści książki.
-Co Reina,Stchurzyłaś?-Uśmiechnął się złowieszczo Len
-Nie!-wziełam go za ręke i nawet poszłam pierwsza.
Gdy wyszliśmy czekali na nas wyrzutki.Nikt sie ni odzywał.Gdy zaatakowali obroniliśmy się co nie sprawiało im problemów.Ale ja stałam i milkłam.
-Chyba odeszła do świata duchów.-stwierdził Len.
-HA!HA!HA! bardzo śmieszne.-odezwałam się.
-Czyli jednak zostajesz wśród żywych!-Chciał mnie przytulić Rio.
-Spadaj!-i prosto w twarz!
-Dziędobry.-Usłyszałam głos Zeka.
Odwróciłam się a on mnie złapał i porwał.Wszyscy za mną pobiegli.
-PÓŚĆ DZIADZIE!-wykrzyczałam
-I tak do mnie dołączysz,to kwestia czasu.Ale teraz jesteś przynętą.
-No, i jak myślisz,kto przyjdzie mnie uratować?ŚWIĘTY MIKOŁAJ CZY KRÓLIK BAKS?
-Śmieszne.Zachwile ci nie będzie do śmiechu.-Wylądowaliśmy na szczycie.
-A można wiedzieć po co mnie trzymasz?
-Żebyś nie uciekła.
-A może się boisz?
-Czego mam się bać? małej dziewczynki i jej przyjaciół?
-Strachajło!!
-Zamknij się,albo nie będe taki miły.
-Bo co mi zrobisz? no dawaj!
Jego duch chciał mnie spuścić z samej góry.
-DOBRA!WYGRAŁEŚ!!
-Wiedziałem.
Przybiegli chłopacy.
-No jesteście.-Odezwał się Zeke
-Tak i lepiej ją puść!-odezwał się Leny
był słodki.Ale Zeke zagroził że mnie spuści.
-No to spuszczaj.-Mówił Leny
-CO?! POSTRADAŁEŚ ZMYSŁY?-zapytałam w strachu.
-Nie.Możesz spuszczać.-Odpowiedział mi Len
Noi Zeke mnie wyrzucił.Len niezauważenie pobiegł mnie złapać gdy chłopcy odwracali uwagę Zeka.
-AAAA!! noi nagle złapał mnie Len.
Odstawił na górze i powiedział żebym się nie ruszała bo jestem świetną okazją do porwania.Co miał na myśli?!Trochę się potłukli aż poprostu uciekliśmy.Len złapał mnie za ręke i zaczeliśmy biec z resztą.Noi się udało.
-Nie oddalaj się.Nie mam ochoty znów cię ratować.-Powiedział Len.
Annie ulżyło że nic mi nie jest, i reszcie też.
-A może jednak byś miał?-zapytałam
Zarumieniony odwrócił się  i powiedział
-Nie ma mowy!
Nagle przybiegła Jun.
-Co ty tu robisz?!-zapytał Len
-Przyszłam cię zobaczyć braciszku!-uśmiechneła się Jun
-Cześć ja jetsem Reina.-przedstawiłam się grzecznie
-Ja jestem Jun,jetsem siotrą Len.
-Naprawdę? Len ma siostrę?
-Możemy pogadać na osobności?!-zamamrotał Len i zabrał mnie za ręke z dala od reszty.
-Co się stało,Jun wygląda na miłą.-uśmiechnełam się
-Ale nie jest.-warknął
-No weź,widzę że jest trochę nadopiekuńcza, ale to w końcu siostra.
-Może.
-Nie łam się, nie może być aż tak źle.                                   


Chwilę później


-A tu są jego zdjęcia z dzieciństwa!-Powiedziała Jun
-Wiesz Jun jeżeli Leny ma cię lubić,to może nie pokazuj jego zdjęć.
-Ale na tym zdjęciu śpi jak anioł.
-Serio?-wziełam zdjęcie by je zobaczyć a Len je wyrwał i podarł.
-Len, po co się złościsz? na pewno nie spałeś w piżamie w kucyki jak ja.-chciałam go trochę pocieszyć ale on zdenerwowany sobie poszedł.Pobiegłam za nim.
-Len,jeśli coś to nie widziałam tego zdjęcia.
-Nie chodzi o to! Jun mnie denerwuje!
buchał wściekłością.Powoli go objełam i powiedziałam:
-Takie są po prostu siostry.Ja mam młodszego brata.To jest koszmar.
Trochę sie uspokoił.Wróciliśmy a ja powiedziałam Jun o co chodzi.Myśle że zrozumiała.

Layserg

Taki mały wstęp,wcześniej nie było Layserga,sorry,ale zapomniałam o nim wspomnieć więc będzie teraz.


Rio oddalił się,przyprowadził nam kogoś.
-To jest Layserg
-Cześć Layserg, ja jestem Yoh, a to Reina,leny i Trey.
-Miło mi poznać.Ale chciałbym sprawdzić który z was może mi pomóc.
Zaczął nas atakować.
-Layserg! co ty wyrabiasz?!-wykrzyczałam.
powalił Treya i Lena.Na szczęście Yoh się nie dał.Poszłam z nim pomóc chłopaką.Nie pchałam się do walki.Yoh pokazał Laysergowi że nie ma szans.
Poszliśmy do szpitala.Rio niósł na rękach Treya a ja i Yoh pomogliśmy isć Lenowi.
-Len,ta pielęgniarka na ciebie leciała!-naśmiewał się Trey
-Leciała?-zapytał Yoh
Byłam zła i zazdrosna.
-Koniec pogaduchów!-wykrzyczałam stawiając mój kij przed ich twarzami.
-Ohoho......,Reina,jesteś zazdrosna?-śmiał się ze mnie Trey.
-Pożałujesz!!-rzucałam się do walki,Trey miał szczęście że chłopaki mnie trzymali.
-Tak! kop leżącego!-powiedział Trey
-A wiesz,nie zawacham się!!-ale byłam zła! choć wiedziałam że byłam zła za prawdę.
Kiedy nie chciałam w końcu zabić Treya,wspomniałam że trzeba jak najszybciej dojść do Doby Villige.
-Reina ma rację,powinniśmy być już w połowie drogi.-odezwał się Len.
-Wybaczcie,to przezemnie.-Użalał się Layserg
-Powiem tyle.:Layserg,albo przestaniesz tak gadać albo wylądujesz za tamtym płotem,a reszta,albo idziecie albo pomogę!-byłam trochę poddenerwowana.
Wachadło Layserga wykryło dużą ilość energii(foryoku)w górach.
-No to co,w góry?-Zapytał Rio
-Idziemy!-Odezwali się wszyscy
(Layserg odszedł,bla,bla i dalej)
Ale po drodze podszedł chłopak
-Cześć! jestem Choco.I pozwalam wam do siebie dołaczyć.
-Kim jesteś?-wiedziałam kim on jest,ale żeby nie wyjść na wariatkę zapytałam się.
-Jestem komikiem!-powiedział
-No,udało ci się mnie rozśmieszyć!-powiedziałam
-Mówie serio!!
-Cześć jestem Yoh.
-Yoh, czy ty się musisz ze wszystkimi zaprzyjaźniać?-zapytałam się
-No co,im więcej tym weselej.
-No to Moco zapodaj coś.-powiedziałam
-Nie jestem Moco tylko Choco!!
-Spróbuję zapamiętać Moco. a teraz dawaj.
Przebrał Lena w sukienke
-HHEHEHEHE-zaśmiałam się z Yoh
-Może do nas dołączyć.-powiedział Yoh
-Zgadzam się.-dodałam.
-Naprawdę?
-Ale nie waz się żartować na mój temat! jasne?-powiedziałam.
-Bo co?
-Nie chcesz wiedzieć.
-No to słuchaj.Jesteś tak zakochana w Lenym że słońce naśmiewa się że jesteś taka czerwona!
Ani się nie obejrzał a leżał na ziemi pół przytomny.
-Masz coś jeszcze do powiedzenia? jeśli tak to słucham.-zapytałam
-Nii.....niee.......ju....ż...... ni...nic....-powiedział PÓŁ przytomny
-Masz szczęście że cię nie wykończyła,bywała gorsza.-Wypowiedział się Trey.
-No, nie radzę się naśmiewać w ten sposób.....-powiedzał Yoh.
-Teraz mi mówicie?!
-Wiesz co Choco,dziwi mnie że wciąż żyjesz.Poprwawię.-no,moje złe oblicze.
-Niepotrzeba!-chyba dość go przestraszyłam.
obezwładnili go kolesie którym opowiedzał naprawde słaby żart.Musieliśmy czekać aż się obudzi.
-Obudził się komik?-zapytałam złowieszczo.
-A ty co,księżniczka przyszłości?-odpowiedzał Choco.
-Tak,a co, JAKIŚ PROBLEM?!
-Nie rzaden....-powiedział cicho jak myszka.
-Dobra Reina,wiem że cię zdenerwował ale już chyba dość go nastraszyłaś.-Powiedział Yoh.
-Może masz racje.
-DZIĘKUJE!! OH DZIĘKUJE!!-rzucił się na nogi Yoh Choco.
-To musi być dla ciebie tak miłosierne jak to że ktoś się kiedyś zaśmieje z twoich żartów.-Powiedział Len.
-Muszę przyznać że się wtedy przeraziłem Reina.-Przyznał się niebiesko włosy.-wyglądałaś jakbyś chciała go zabić.
-A było inaczej?-zapytałam
-Broń mnie!!!!! powiedział Choco do Yoh.
-Uspokuj się Choco,Reina żartuje.prawda Reina?-powiedział Yoh.
-A myślałam że Choco ma poczucie humoru.I jakąś godność.Myliłam się.-odpowiedziałam.
-ŻE CO?!-wykrzyczał Choco.
-Dobrze słyszałałeś.
Skończyło się tak że Yoh jednak go przyjął.No nic.Mam chłopca do bicia.;)

wycieczka samolotem

Obudziłam się o 7.00 to nie tak wcześnie.Wstałam by pójść do łazienki.
-Zajęte-To był Trey.
-Dobra,ale się śpiesz!-odezwałam się.
1godzinę później.
-TREY WYŁAŚ!!!!-wykrzyczałam.
-Zaraz!!-odpowiedział
-Mam dość!!-wykopałam drzwi nogą,a Trey wyrywał sobie włosy z brwi.........
Zrobiłam wielkie oczy.Zbierało mi się na śmiechy, i to wielkie.Ale śmiać zaczełam się dopiero po odwróceniu się.
-HAAAHA!!!!-jakie śmiechy ;)
-Przestań! tylko nic nie wygadaj!-Powiedział Trey
-Bo co? wyrwiesz mnie z tego domu? hehe!!
-Może!
-1.Anna ci nie pozwoli,2.Hahaha!!! 3.Ja ci nie pozwolę.
-Ale jesteś wredna!
-Naprawdę,bo ja myślę że jestem łagodna jak baranek!!
-Ale nic nie powiesz?-zapytał
Z resztą śmiechu powiedziałam już że nie.Chyba mu ulżyło.Zeszłam na dół,a tam czekała Anna.
-Od jutra wstajesz o 5.40,i widzę cię jak biegniesz 10mil przed siniadaniem z Yoh o punkt 6.30!-Wykrzyczała.
-Spokojnie,spokojnie,Nawet jeśli to nie ludzka godzina to nie będe się sprzeczać.Przeciesz możesz sie wyżyć na Yoh.Bo na mnie nie,Jestem księżniczką.
-Masz rację,zabronili mi cię bić,i w jaki kolwiek sposób kaleczyć,ale nikt nie wspominał o reszcie.-odwróciła się i poszła.Za chwile wróciła by otworzyć drzwi.Kazała mi podejść.
-Reina,to jest Pilica i Tamara.Pilica to siostra Treya.
-Oh,siema!Chyba już wiecie że mam na imię Reina.
-Miło mi poznać-odezwała sie tamara.
Pilica natychmiast skrzyczała Treya za jedenie kalorycznych posiłków.
-Ale Pilica,to ryż!-powtarzał Trey
-Teraz możesz pić tylko wodę,i jeść ryż ale bez tych kalorycznych warzyw!!
-Pójdziesz z Tamarą i Pilica na zakupy,widzę że brak ci paru ubrań.I butów.-Odezwała się Anna.
Poszłyśmy.Kupiłam sobię  4 bluzy,5 par spodni,6 par tenisówek i gómkę do włosów.
Wróciłyśmy,a ja się odrazu przebrałam.Możę Anna nie jest taka zła?
Dowiedziałam się że w 2 rundzie trzeba znaleśc Doby Villige,Wiedziałam gdzie to jest ale się nie odezwałam.Ja zostałam z Anną,Tamarą i Pilicą na ten ostatni wieczór.Chłopcy się spóźniali,te ich pożegnania.W końcu nie przyszli.Nie potrzebnie czekałam z dziewczynami do 22.00.....
Po prostu poszłam spać.Rano obudziłam się,umyłam i z plecakiem na plecach poszłam z chłopakami.
Nie było ckliwych porzegnań,bo to porzegnania z Anną.Na lotnisku czakał Len.Wiedziałam że zaraz przyjdzie Zeke i zechce bym do niego dołączyła.Nie wypowiadałam się na ten temat.
-No Len,niezła maszyna.-Odezwałam sie.
-Mamy jeszcze tuzin takich.-odpowiedział.
No i ku mojemu spodziewaniu pojawił się Zeke.Wyszłam na przeciw niego,po czym skierowałam kij i wzrok ku niemu.
-Czego tu szukasz?-zapytałam ozięble.
-Chyba wiesz,że chce cię u swojego boku.Choć i tak się spodziewałaś że tu przyjdę.
-Spodziewałam to mało powiedziane, a wracając do tematu, zdania nie zmienię.
-Jak tam chcesz,ja i tak dolece tam na kontroli ducha.
-Może,ale jestem pewna co do twojej porażki z przekonaniem mnie.
-Jeszcze zobaczymy,to do usłuszenia.-Odleciał.
-Kto to był?-zapytali się.
-Co? aha, nie nie ważne.
Wsiedliśmy do samolotu.Było bardzo nudno.Zasnełam,byłam lekkim śpiochem ;)
Wiedziałam że się rozbijemy.Obudził mnie przechył samolotu.Len powiedział żebyśmy skakali.
Przy pomocy kontroli ducha Lena,nic nam nie było.
Marudny Trey narzekał na gorąco.Nic dziwnego,był z północy.Berming i Amidamaru poszli na poszukiwania miasteczka.Powiedzieli że dojście może zająć 2 dni.Dzięki kciukowi Rio,zatrzymał się mężczyzna imieniem Billy.Podwiózł nas.Znaleśliśmy się w mieście.
-I co teraz?-zapytałam.
-Do miejsca z informacjami.-Odpowiedział Len
-Do świętego Mikołaja?-Zapytał  Trey.
-Trey,wiem że jesteś głupi do potęgi, ale myślę że Len miał na myśli biblioteke.-Zamartwiłam się o poziom jego głupoty.
-Upodabniasz się do Lena..-Powiedział Trey.
-Że słucham?!-Wykonałam kontrole ducha i podłożyłam kij pod sam czubek jego nosa.
-A widzisz?!-Odpowiedział trochę przestraszony.
W bibliotece niczego nie było. A mi spodobał się Len.(zabujałam się)
Postanowiliśmy popytać przechodniów.Rozdzieliliśmy się.Ja poszłam z Lenem a reszta pojedyńczo.
Jaki nąsęs, myśleli że nie dam se rady sama! No ale skoro to Len to już nic nie mówiłam.
Gdy Len się pytał otoczyły go panienki
-Patrzcie,jaki słodki!-mówiły
-A jaki ma akcencik!
denerwowało mnie że chciały go cmokać,no więc zazdrosna zabrałam go za ręke i dałam chusteczke by się wymył ze szminki.Ale Len nie zdążył i chłopaki nabijali się z niego.
-Kto ci odbił te usteczka?-Śmiał sie Trey
-Ja wiesz!! a teraz się odwal!!-to był sarkazm.-powiedziałam.
-UUU.....no prosze!
-Trey,jesteś na tyle głupi że nie wyczułeś sarkazmu?!-głąb z niego....
Podeszła dziewczyna.Powiedziała że zna kogoś kto wie gdzie jest Doby Villige.
Ja wiedziałam co będzie.Uparcie chciałam stać na dworze.Po prostu stanełam koło dziewczyn w krzakach i zapytałam się.
-Kim jesteście?
-AAA!!! mmyyy..... si...sięę zgubiłyśmy! tak zgubiłyśmy!
No ale Sally chciała atakować.
-Nie sally! one z tamtąd nie wyszły!!
Chłopaką nic nie było.Gdy szliśmy z powrotem,Rio zauważył gorące źródła.
-Po co mamy się zatrzymywać w jakimś kurkorcie?-zapytałam
-Zgadzam się z Reiną.To nie potrzebne.-Potwierdził Len.
-Nie bądźcie sztywni,trochę odpoczynku dobrze na zrobi.-Odezwał sie Yoh.
Nie dałam się prosić.Len też uległ.Patrzyłam jak chłopaki grali w ping-ponga.
Nie dało się mnie namówić do kąpieli w tej wielkiej wannie.Ale tak już naciskali że zgodziłąm się na chwile.Poszłam się przebrać. W stroju kąpielowym (bikini) przyszłam do tej gorącej zagłady.No i jak się spodziewałam:
-Ślicznie ci w tym stroju!!-Mówił Trey
-Bądź moją królową!!-Wypowiedział się Rio.
No a  ja na to:
-PRZYWALIŁO WAM!??!- i z obu rąk prosto w twarz.
-Jednak to przemyślałam!!-wracam do siebie!!-powiedziałam
-No weź,Rio i Trey zawsze się tak zachowują na widok ładnej dziewczyny.-powiedział Yoh
-Więc mówisz że jestem ładna?-zapytałam
-Ale nie mów tego Annie bo mnie zabije-zaśmiał się Yoh
-No dobra,może na chwilę....-weszłam.Noi po godzinie było już późno.
Poszliśmy spać.Przyszła potem ta zjawa.Treya obroniła Cory,Yoh wiedział że to nie Anna,Rio też ją wykiwał,Len się nie dał, A umnie w oknie pokazał się Len. I mówił ,,choć na dwór,musimy porozmawiać.''
-Spadaj.-Powiedziałam
,,Choć! potrzymamy się za ręce! i opowiemy ckliwe historie!''
Po prostu rzuciłam kamieniem i sobie poszła. mówiłam.Z rana wyszliśmy na dalsze poszukiwania.
Jedno mnie wciąż dręczyło.Ile osób ja mam jeszcze poznawać?!

Wylądowałam

Przeniosłam sie w ten wymiar.Byłam na cmentarzu,obudziłam się.Wiedziałam że mam zmierzać w stronę domu Anny Kyoyamy.Niczego się nie bałam.W końcu chciałam tego.Spojrzałam w gwiazdy,a zaraz potem na poziomie swojej głowy zauważyłam cień szamana.Wiedziałam co by się wydarzyło gdybym z nim porozmawiała.Skierowałam głowę spowrotem na wprost i zaczełam iść.Przed wielkim domem stała Anna.
-Wiem że jesteś księżniczką przyszłości,ale wolę byś nie mówiła tego chłopcą.Są niemądrzy  i nie zrozumieją.Będe cię trenować,tak chciał dziadek Yoh.Wiedział o tobie.-Powiedziała to obojętnie, ale nie zdziwiło mnie że wie ona o tym.Przeciesz była w to zamieszana.-A więc? jak się nazywasz?
-Ja jestem Reina Akamuno.Rozumiem że nie chcesz o tym wspominać.-powiedziałam z uśmieszkiem.
-Choć,przedstawie cię. Morty,Yoh, to jest Reina,księżniczka innego wymiaru.Będzie mieć treningi i mieszkać tu.-Powiedziała Anna
-Myślałam że wolisz zachować to w tajemnicy,Anno.-odezwałam się.
-Cześć ja jestem Yoh.Miło mi poznać.
-A ja Morty.
-Mi też jest miło.-miałam słodki uśmiech,choć czułam się nie swojo.
-Koniec gadania! a w tajemnicy,miałam na myśli ich przyjaciół.Im masz nie mówić.Aha i jeszcze jedno.Teraz należysz do ,,paczki'' Yoh.
-Im więcej tym weselej!-Wypowiedział się Yoh.Chyba nie był tak Jak jego brat.(Zeke)
-Yoh,Morty,no co czekacie?! weźcie jej walizki i pokażcie jej pokój!-Anna się chyba zdenerwowała.
Miałam pokój na przeciw łazienki.Umyłam się,przebrałam i zeszłam spowrotem.Na dole byli jeszcze trzej chłopacy których nie znałam.
-Eh...Cześć?-zapytałam nieśmiało.
-Reina! to jest Trey,Rio i Leny.Oni są w naszej grupie,jak teraz i ty.-Powiedział Yoh.Był bardzo spokojny.Ani się nie obejrzałam a Rio i Trey podeszli do mnie.
-śliczna!!-bądź moją królową....-odezwał się Rio.
-Że słucham?!-szybko się zamachnełam i spoliczkowałam Rio.
-Rio,gamoniu to nie tak się to robi,patrz i ucz się.-powiedział Trey.-No cześć,bolało jak spadłas z nieba?
-Eh...Trey,tak?-zapytałam.
Kiwnął tylko głową na tak.
-Trey,już mimowie mają lepszą gadkę.-odezwałam się.
-Już cię lubie.-Odezwał się Len lekko i złowieszczo uśmiechając się.
-Masz trochę charakter Lena.-Odezwał się Rio.-nie ma na co marnować czasu.
-No właśnie.-przytaknął Trey.
-Ach, tak?-zamachnełam się i w tym samym czasie dwoma rękami ich spoliczkowałam.Chyba pojeli że do mnie się tak nie mówi.
-Dobra,dobra będziemy cicho.-powiedzieli.
-A ja bym zobaczył jak potoczy sie sprawa.-Znowu ze złowieszczym uśmiechem odezwałą się Len.
-Chodzi ci tylko oto żeby patrzeć jak nas policzkuje!!-Przekrzykiwał Trey
-Ale i na waszą klęske.-zaśmiał się Len.
-No to dalej, pokaż na co cię stać!-Wykrzyczał Rio
-Nie będę się bawił w romantyka!-odwrócił głowę Leny.
-Eh.... no dobrze,przestańcie,może trochę za ostro was potraktowałam,ale nie lubie jak chłopak którego nie znam,podchodzi i próbuje flirtować,ale jest kompletnym idiotą i mu to nie wychodzi.-Odpowiedziałam.Może było to lekko złe,no ale co,prawdziwe!
-Kogo nazywasz idiotą?!-Wykrzyczał Trey.
-Skoro nie masz pojęcia o kim mówię,to chyba to jasne.-wypowiedziaąłm się.
-Dobra! koniec gadania! przechodzimy do ważniejszych spraw.-Zatrzymał ich Leny podstawiając im pod twarz guan-dao.Ja miałam średniowieczny długi kij,który wyrzeżmił mistrz karate.
-Hej!Reina! nie pytaliśmy cię jeszcze kto jest twoim duchem stróżem-uśmiechnął się Yoh.
Wszyscy usiedli koło stolika.
-To jest Berming,Berming przywitaj się.
Zza mnie ukazał się duch starożytnego wikinga,był miły,śilny i sympatyczny.
-Witam,jestem Bermig.-Miał strój wikinga ale bez hełmu.
-A dlaczego ten wiking,nie ma hełmu?-zapytał przestraszony Morty.
-W hełmie nic nie widział,ale Morty on jest naprawde nie groźny.-odezwałam się.
-Mam nadzieję....-wykrzyczał przestraszony Morty.Chyba moje zapewnienia mu niewystarczały.
-A jak się spotkaliście?-dopytywał się Yoh
-Miałam 6 lat.....Byłam u koleżanki na dość długi czas.W nocy kiedy wychodziłam było tak ciemno że nic nie widziałam.Nie wiem jak,ale znalazłam sie na cmentarzu.Widziałam tam duchy,mocno się przestraszyłam......Chciały mnie unicestwić.Nagle stanął Berming i powiedział: ,,To tylko mała dziewczyna,na co wam ona? Chyba nie na obiad?'' Duchy odeszły.Przedstawiłam się Bermingowi a on mnie.Chodziłam na cmentarz odwiedzać go.Zostaliśmy przyjaciółmi.W końcu moja matka się o tym dowiedziała i zabroniła wychodzenia po 16.00 z domu.A duchy pojawiały się o 24.00.......
Postanowiłam że może gdyby Berming został moim stróżem,mógłby zostać.Przyprowadziałm go do domu.Matka najpierw marudziła,ale potem zgodziła się bym miała ducha stróża.Naopowiadałam jej bajeczek noi proszę.Trenowałam z Bermingiem,Bo ojciec powiedział mi o królu szamanów i że mogę nim zostać.Bardzo mi sie ten pomysł spodobał jako dziecku.Miałam świetną kondycję i umiejętności.Mój tata prawie nigdy nie był w domu,A matka zajmowałam się młodszym bratem.Więc miałam czas i miejsce do ćwiczeń.Nie zrezygnowałam z tego.

Czy mi się zdawało czy Rio i Trey się poryczeli?
-Ale o co chodzi? wyszło mi to na dobre.-Powiedziałam ze zdziwieniem.
-To było wzruszające!!-Wypowiedzieli się.
Westchnełam tylko i poszłam na górę spać.Tak minął ten dzień.